wtorek

Już wczoraj pisałem…Maciek Cisło, poeta, maż mojej przyjaciółki Ani Janko, miał masywny wylew, sparaliżowany i nieprzytomny. Straszna wiadomość, biedni oboje. Padają wokół bliscy i znajomi. Czego sobie życzyć w takiej sytuacji, przecież jeśli przeżyje, będzie wegetował a Ania z nim. Maciek, ciekawy człowiek, ekscentryk, żył skrycie i po swojemu.

A życie toczy się dalej…zaraz do biblioteki Związku Pisarzy, szukam książki do felietonu w Zwierciadle, potem do stolika w Czytelniku.

W bibliotece, gdzie zawsze tak mocno pachnie miniony czas, nie mogę znaleźć książek o których chciałbym pisać. Jeszcze w autobusie telefon ze Zwierciadła, z sugestią abym napisał o jakiejś książce Pawła Smoleńskiego, niedawno zmarłego reportera. Jestem wdzięczny za podpowiedź. W bibliotece SPP jednak nie ma książek Smoleńskiego, ale okazuje się, że mam w domu jego „Izrael już nie pofrunie”.

Idąc do Czytelnika spotykam Anię Bolecką, rozmawiamy o Maćku. Przy stoliku, a właściwie przy połączonych stolikach tłumnie. Kilka osób gratuluje mi książki a ja zapraszam na spotkanie ze mną właśnie w tej kawiarnio-restauracji.

Dzwonię do Ani Janko, płacze, Maciek umiera…

PODYSKUTUJ: