„Dzień świstaka”, budzę się zawsze z tą sama myślą, spałem za długo, myśl następna, jaki ja jestem stary, prysznic mnie budzi, wsłuchuje się w swoje biodro, czy boli, nie jem śniadania tylko pije kawę, ta kawa jest ważna, chociaż byle jaka. Potem piszę, czyli odrabiam lekcje. Obiad, zły jestem jak zawsze, że jem za dużo, i jak zawsze myślę, czas zacząć się odchudzać. Po obiedzie postanawiam nie spać, ale senność jest silniejsza. Budzę się zły na siebie, że spałem. Ale jak zawsze po takim śnie, wielka jasność umysłu. Śpieszę się skorzystać z tego, więc siadam do komputera. Trochę czytam. O 19 jak zawsze „Fakty”, potem „Fakty po faktach”, potem znowu pracuję i jakiś film na deser. Potem do drugiej w łóżku czytam i piszę już ręcznie nie tylko wiersze i czytam. Dzisiaj kilka ciekawych rozmów przez telefon, blisko i serdecznie z Andrzejem Titkowem, przyjaźnił się z Lityńskim, złości się, że robią z Jasia świętego, a on święty nie był.
Dowiaduje się, że cała rozmowa w Norwidzie będzie online, ale w Wyszkowie, gdzie mnie zawiozą, cieszę się, że tam, bo to jakaś odmiana. Trochę bodźców.