zaśnieżona Warszawa, jadę ostrożnie do mojej dawnej szkoły nr 34. Moje rodzinne okolice,szukam parkingu, parkuje z trudem w głębokim śniegu. Spotkanie z dyrektorką. Spotkanie w czasem, z przeszłością. Gabinet, gdzie kiedyś rezydował groźny dyrektor Bogdan Redlich. Obszerne korytarze, parapety na których graliśmy z cymbergaja, odnajduję drzwi klasy, gdzie polskiego uczyła nas Ewa Lipko Lipczyńska,piękna jako kobieta i człowiek, jest tabliczka ją upamiętniająca. Wyjechała w 68, na znak protestu przeciwko kampanii antysemickiej, miała „dobre pochodzenie”, wyszła fikcyjnie za mąż za kogoś kto wyjeżdżał. Mieszkała w Sztokholmie, spotykałem się tam z nią, gdy byłem dyrektorem Instytutu Polskiego. Ze swoją córka, historykiem sztuki, zbierała obrazy. Stworzyły piękną kolekcję. Wracając do szkoły…obszerny dziedziniec, na cokole głowa Cervantesa, a stała za moich czasów generała Świerczewskiego. Ścięto ją po 89 roku i zesłano do Kozłówki. Też w Sztokholmie odwiedził mnie sędziwy rzeźbiarz Alfred Jesion, emigrant 68, który był autorem tej głowy. Ode mnie dowiedział się o tej egzekucji.
Wracając zajeżdżam do Promenady. Nie ma Twórczości ani Odry, gdzie recenzje z mojego „Domu pisarzy, są tylko Nowe Książki, z Wildsteinem na okładce. Przedstawia się go jako wybitnego polskiego pisarza. Mam kontakt z kimś z redakcji pisma, nowy szef to pisowiec, mają poczucie, że pracują nagle w reżimowym piśmie. Karaluchy już biegają wszędzie. Jak potem to czyścić, jakiego preparatu użyć do deratyzacji, nie likwidując demokracji? A recenzja z mojej książki w NK, najpierw mi się wydawała szkolna, teraz lepiej ja oceniam. Autor grymasi bo za wiele wie o swojej książce. Kandydowała do książki roku NK.