rozsypały się nam dwie szuflady, jadę staruszkiem Citroenem do stolarza, nie tak daleko, GPS mi co chwila zamiera, nie mogę trafić, w końcu trafiam, a stolarz gdzieś pojechał. Szukam innego stolarza, gdy krztusi mi się silnik. Wracam jakoś do domu. Źle znoszę jak mi się coś psuje, skoro sam jestem popsuty. Do warsztatu ewentualnie jutro.
Dzień katastrof. Narozrabiałem pisząc w felietonie do Przeglądu, że do szkoły im Bartoszewskiego w Warszawie chodzą dzieci pisowców, liczba mnoga była błędem. Nie wyczułem, że takie czasy, że może to szkole zaszkodzić. Będę to prostował, ale głupio. Moja praca to trochę praca sapera, poruszam się na granicy ryzyka, gdybym był ostrożny nie psiał bym ostrych felietonów, a co one były by warte bez tego.
Dostałem skan rękopisu wiersza mojego ojca, który wysłał do lubelskiego pisma „Reflektor”, wiersz o tytule „Zrozumienie”, nie został wydrukowany, badacze znaleźli go w archiwum pisma. Istniało w latach 1923 -1925, więc ojciec, gdy pisał ten wiersz miał około 20 lat. Wiersz oczywiście pisany ręcznie, jakie ładne pismo, z charakterem, wiersz bardzo jeszcze młodzieńczy, czytam go ze wzruszeniem.
Wydawnictwo Prószyński, na moją prośbę, przysłało mi biografię Eugenii Lewińskiej, kochanki Piłsudskiego, miała z nim poważny romans pod koniec jego życia. Zawsze mnie interesowała ta tajemnicza kobieta i zagadka jej samobójstwa. Ta książka to nowość. Zacząłem czytać, jest na dobrym poziomie.