czwartek

upał, który dobrze znoszę…gorzej, że sąsiedzi wpadli na pomysł by swój niski zgrabny dom podwyższyć o jedno piętro, zamiast go sprzedać i kupić nowy większy. Katastrofa bo hałas, nieszczęście bo jak będzie wyższy zasłoni mi krajobraz drzew.

Nagła akcja Ewy, mam z Antkiem w trybie pilnym przyjechać do centrum, by dostać europejskie ubezpieczenia zdrowotne na wyjazd do Szwajcarii. Zdążyliśmy w ostatnią chwilę bo zamykali urząd. Ewa lubi tak w panice i na ostatnią chwilę. Urzędniczka wydając plastikową legitymację, mówi, „jest na dwadzieścia lat”. Mówię, wątpię czy dożyję, ale niech to będzie zobowiązanie. Liczę potem, Jezus Maria, za dwadzieścia lat miałbym 94 lata. Mam nadzieję, że nie spotka mnie i mojej rodziny takie nieszczęście.

W autobusie, dobrze zbudowany wytatuowany kanar łapie młodego chłopaka, dałbym mu 16 lat, stoi przy automacie do biletów i próbuje sobie kupić bilet, kontroler mu przeszkadza, mówi o dziwo do chłopaka pan, ten jest uparty, majstruje przy automacie, kontroler wola drugiego. Robi mi się kropnie żal młodego, tak żal, że aż boli mnie serce, jakaś kobieta staje w jego obronie, czemu jak nic nie mówię, milczę, bo wszystko się dzieje zgodnie z prawem, proszę wyjść z nami na przystanek woła wyatutowany, chłopak zdaje się przyspawany do automatu, nic nie mówi, majstruje, kontroler obejmuje go ramieniem jakby chciał użyć siły, przystanek, kontrolerzy machają ręką i wchodzą sami z autobusu. Chłopak ma już bilet i siada z nim na wolnym miejscu. Zamknięty w sobie, wydaje mi się, że jest autystyczny. Zadziwiła mnie siła mojego współczucia i moja bezradność.

PODYSKUTUJ: