wysyłam felieton do „Przeglądu”.
Franek w domu bo trochę chory, nie na tyle jednak by nie zaproponować mi spaceru. A na spacerze przez las do sklepu. W sklepie chłopczyk kupuje sobie trzy różne puszki z napojami. Chce zapłacić własnymi pieniążkami, powinienem mu na to pozwolić, to by było pedagogiczne, ale nie potrafię
Wczoraj przyszła ławka do ćwiczeń kulturystycznych, którą zamówił, dzielnie ją zmontował. Martwił się, że nie czuje się dobrze i nie może na niej poćwiczyć.
Rozmowa z wojtkiem Ornatem, dostał zebrane eseje ojca, jedzie do Włoch i będzie je czytać. Już mu się bardzo podobają. Dzwonił też Marian Sewerski, prezes Czytelnika, zaniepokojony, że mnie nie było na uroczystości 80 lecia Czytelnika. Wyjaśniam powody. Dużo serdeczności ze strony Wojtka i Mariana, nagle uświadamiam sobie, że jestem w serdecznych stosunkach z pięcioma szefami wydawnictw. Bardzo to wygodne dla pisarza, ale przecież to nie jest interesowne.
Ale przecież z lekarzami mam trochę podobnie, dzwonię do Pawła Siennickiego, wyśle mi jutro receptę na antybiotyk, problem powinien minąć. Musi minąć bo tak nie da się żyć.