Wczoraj Halloween, bardzo krzepnie u nas ten sprowadzony z Ameryki zwyczaj . Wszystko ku utrapieniu kościoła. Dzieci z maskami pojechały do Marcysia, autobusem i metrem, i tam łaziły po domach – cukierek albo psikus. Właściwie ładne święto, które ma rozbawić śmierć. Pojechaliśmy potem by ich zabrać do Iwony i Pawła, mała kolacja.
Ewa z Franiem jedzie za Warszawę na grób rodziców. My z Antkiem w domu. Unikam cmentarzy w ten dzień. Najchętniej bym nie miał grobu, tylko rozwiał się na wietrze.