nie piszę, bo mało się dzieje, siedzę w domu piszę „Abecadło” w zależności od pory dnia, podoba mi się lub nie. Dzisiaj dzwoniłem do wydawcy, pocieszył mnie. Jak zawsze rzeczowy i serdeczny.
Wysłałem felieton do „Przeglądu.” O wyborach i o Izraelu.
Ciągle jakieś odkrycia we listach, ale już kończę ich przeglądanie i segregację. Nadal wiele swoich dzienników do przeczytania, wezmę kilka zeszytów w podróż, jutro jadę do Głogowa.
Zbliżają się wybory. Ważniejsze może nawet niż te w 89 roku. Wtedy wielka rzeka historii płynęła w stronę wolności i demokracji, teraz jest kierunek odwrotny.
Zmarł Ireneusz Kania. Byłem kilka miesięcy temu u Wojtka Ornata, w jego wydawnictwie, w Austerii. Przysiadł się niewielki szczupły starszy pan. Przeszedłem na „ty” z Wojtkiem, więc z nim też, długo rozmawialiśmy. Dopiero potem dowiedziałem się, że był to Ireneusz Kania, wybitny intelektualista, poliglota, tłumacz z wielu języków, też orientalnych.