nie jest dobrze, ale w mojej biografii depresyjnej bywało o wiele gorzej. Wsłuchuje się w siebie i szukam promyka nadziei. Liczę jednak na to, że podwójna dawka leku załapie, ale to może potrwać kilka dni.
Wysyłam felieton do Przeglądu.
Próbuję napisać jakieś opowiadanie, nie mam nawet okruszka pomysłu, dajcie mi okruszek, zbuduję na nim dom.
Jutro jadę do Bielska Białej na dwa dni. Wielkie uroczystości, setka dzieci z rodzicami lub z opiekunami. A depresja nie znosi tłoku. Mam występować ze sceny, potem warsztaty literackie. To pożera energię, to mnie wykańcza nawet jak jestem w formie. Wracam w sobotę. W poniedziałek spotkanie wokół książki „Album rodzinny” Czy nie będą musieli mnie tam wnieść na noszach?
Dzień zmierza do swego końca. Czuję tą większą dawkę leku, trochę jestem przymulony, ale nastrój nie beznadziejny. Liczę, że z tego wyjdę, może już jutro. Ja pesymista. Ranki są najgorsze. Mój ranek to coś po 10.
Czytam Dzienniki Jana Lechonia. Czytałem je kiedyś, nic a nic nie pamiętam. Pamiętam tylko, że wydały mi się mdłe. I takie chyba są.