wczoraj….skąd to moje poruszenie, gdy jadąc mijałem, wielki szklany dom projektu Kuryłowicza. Ten budynek widziałem ze swojej celi w szpitalu psychiatrycznym. Przez kraty. A pamiętałem jak opowiadał mi o nim sam architekt, który wkrótce potem zginie w awionetce, która pilotował. (przekonywał mnie, że latanie jest bardziej bezpieczne niż jazda samochodem) Czy nie uważa Pan, że każdy budynek powinien być podpisany przez architekta, jak podpisane jest dzieło sztuki. Zapytałem go. O tak, zgodził się ze mną. Cenił moje felietony o architekturze, które kiedyś drukowałem w miesięczniku Architektura. Sporo lat. Co za fujara, że nie zrobiłem z nich książki. Skąd więc moje poruszenie, gdy mijam ten szklany dom zrobiony czterech modułów..a w dali widzę okna szpitala. Uniesienie,że jestem wolny, też od choroby, ale niepokój, czy ona nie wróci, tworzy duże napięcie.
Wczoraj otwarcie mistrzostw. Pierwszy mecz…bawi to mnie zaczyna się wielodniowy teatr, aktorów zaczynamy poznawać. Z niektórymi będziemy się identyfikować. Antoś nie do końca zna przepisy, ale bardzo się przejmuje, tak się przejmuje, że co chwila wpada w rozpacz lub w euforię….
Franio dostał w przedszkolu biało czerwoną peruczkę i wuwuzele. (Ojciec jednego z przedszkolaków nimi handluje. ) I zadręcza nas hałasem. Antos ma czuły słuch, miał badany, słyszy za dobrze , wiec fatalnie to znosi i są awantury.
Ogród nam pięknie urósł. Próbuję zapanować nad pnączami, które w dużych ilościach i w różnych gatunkach posadziłem przed drzwiami wejściowymi, gdzie kolumienki i daszek w nie najlepszym guście.( zaprojektowali to poprzednicy, od których kupiliśmy skorupę tego domu) Rośliny oplotły to gęsto i wejście zrobiło się ładne. Ale nie dbałem o te pnącza i one zmieniły się w drapieżnika, który próbuje pożreć teraz cały nasz dom. Tnę, skracam, żal mi, bo to żywe stworzenie.
Tak, czuję się jakby wyszedł z więzienia. I nie mija mi radość z tego powodu.
Znalazły się trzy zagubione wywiady z pisarzami o stalinizmie, z Żuławskim , Sandauerem i z Pollakiem. Dałem Ewie do przepisania. Jaka radość. Ale tak to bywa z radością, trwa krótko, bo żadna radość nie jest doskonała. Teraz martwię się, że nie ma bardzo ciekawych rozmów z Janem Kottem, z jego żoną Lidką, rozmawiałem z nimi w Stony Brook, z Olą Watową, rozmawiałem z nią w Paryżu, co cud i przywilej, że ją poznałem. Z Rysiem Matuszewskim. Ponad 40 stron. (4 wersje) Z Bronką Przybosiową. I to nie wszystko…To gruba teczka.Trudno ją przegapić….I stała męka niepewności, czy dobra jest formuła w jakiej piszę o Iwickiej. To czyni z tej pracy udrękę. I powoduje, że mało pracuję.