nie spałem prawie tej nocy. Chodziłem tym obskurnym korytarzem wśrod sapania i pochrapywania pacjentów. Chodzilem tez tam i z powrotem po swojej celi. W oknie wiezienna krata. Nocne odglosy miasta. Czasami do łóżka, ale wtedy płynely myśli straszne. O szostej prysznic, musialem wczesniej pognac Wloszke ktora rezydowala w meskiej toalecie. Jakas odrobinka przyjemnosci z tego prysznica w udrece tej nocy. Teraz 7 rano, pisze w pustej stolowce, co za luksus. Z daleka tylko slychac zawodzaca.
Nie mam o czym pisać, w glowie bol lub pustka, ale tylko kiedy pisze ucisk udreki slabnie na chwile. I tak te wszystkie doznania sa nie do przekazania w slowach, jak wszystkie skrajne stany.
Juz czuje, ze zaraz wroci niepokoj, ktory tak dreczyl mnie przez druga czesc wczorajszego dnia. Nie bylo go wiele tej nocy, to byl inny typ udreki. Juz wraca. W domu ratowalem sie xanaxem, tu gu nie dostaje. Czy uda mi sie go wyzebrac? Juz czuje , ze nie moge wysiedziec na miejscu, ze cos kaze mi wstac i chodzic tam i z powrotem w zakletym kole.
Przysiadl sie chudy wysoki czlowiek o twarzy swietgo z ikony, pan pisze, co pan pisze, ciagle pan pisze, ma pan papierosy a moze piwo? Przysiadla sie nakrecona Wloszka, zawsze rozesmiana, rozgadana, wścibska, miesza polski i wloski. Co chwila sie poprawia, ulepsza, maluje, przebiera. Na chwile odszedlem od komputera, usiadla na moim krzesle i przeczytala te slowa, ale nie odniosla ich chyba do siebie.
Sniadanie, stolowka zaczyna zapelniac sie pasazerami tego szalonego statku.
Chodze korytarzem i słucham Bacha, jaka rozkosz tej muzyki w kontrascie z koszmarem miejsca. Niepokoj przyplywa i odplywa. Prosze o spotkanie z lekarzem dyzurnym.
Jak dobrze ze tu jest N. Tez po probie samobojczej. Pisalem juz o niej, polska inteligentka z dobrej rodziny. Wspolny jezyk. W moim wieku. Podobne doswiadczenia i lektury. I też świeże dotknięcie śmierci. Miszka na sali gdzie piec kobiet i ciagle podkradanie sobie rzeczy. Docenic swoja pojedyncza cele. Ale zasadniczym pomieszczeniem jest moja glowa.
Z listu do Barbary, ktora rozumie moja sytuacje jak chyba nikt. „jak mozna leczyc czlowieka z depresji, dajac mu warunki, ktore ta depresje wywolaja nawet u zdrowego?”
Zespol odstawienny – tak mowi mloda lekarka dyzurna, nie miala dla mnie wiele czasu. Trzeba to zbadac, mozna dopiero w poniedzialek. A ja reaguje jak narkoman, na brak narkotyku. Czemu moj lekarz tego nie wzial pod uwage?
Dostalem lorafen, od razu jaka ulga, niemal ekstaza. Wpada Magda z fotelikiem rybackim, od razu cieplej w mojej celi, Emil ze sloikiem miodu. Ewa ma przywieźć mi stolik, ktory kupila dla mnie Krysia, ta co ocalila mi zycie. A ja, jak sie tak fatalnie dzisiaj czulem, to mialem cos… jakby zal do Krysi, ze mi to zycie ocalila. A po lorafnie juz zupelnie inne widzenie. Stolik od Krysi piekny, maly i poreczny, nie wzbudzil podejrzen, ze mozna korzytajac z niego zrobic sobie krzywde. Od razu moja cela zaczela miec ludzka twarz. Jak niewiele czasami trzeba. I jak to niewiele, dla niektorych wiele.
Z Ewa obgadujemy jeszcze nieznane szczegoly mojego niedoszlego samobojstwa i wszystkie zbiegi okolicznosci, ktore uratowaly mi zycie. To zudmiewajace, ale zupelnie nie robi na mnie wrazenia, ze bylem tak blisko smierci i ze nawet moje serce sie zawahalo. W koncu ciagle jestesmy blisko smierci, tylko o tym nie wiemy.Jednego jestem pewien, nie przepadam za umieraniem, ale samej smierci sie nie boje.
Lorafen nadal trzyma mnie po jasnej stronie myslenia, odrobina chemicznej substancji i jestesmy sklonni odebrac sobie zycie, lub smiac sie radosnie.
Ewa przypomina sobie, ze po moich pierwszych slowach po ocknieciu sie – o widze, ze sie nie udalo – Mialem dodac – trzeba bylo wybrac pistolet – . Ale nie mam pistoletu, wiec to byl zart, taki ostateczny.
Z miłego i madrego listu Ani Janko do mnie, ktora po wyliczeniu roznych wariactw, ktore dzieja sie w Polsce i w jej osobistym poblizu , pisze :”””….Nic z tych rzeczy, nic się nie ułoży, bo to wszystko ma jakieś kosmiczne energie, świat to dom wariatów, a ludzie drażnią się z apokalipsą. No ale tak jest od tysięcy lat, sinusoida dziejów tak wygląda, i właściwie nic nie powinno nas zaskakiwać. Może więc wybrać stoicki spokój? Skoro śmierci się nie boimy, to sobie popatrzmy co się wkoło wyrabia. Nie rezygnuj, masz dobry punkt obserwacyjny.”””
Tak jak sie teraz czuje, to moge tu pobyc jeszcze troche, byle nie za dlugo. Nie wiem czy juz wiele wiecej da sie wycisnac soku z tej cytryny. Nauczylem sie regul gry tego swiata, ale, ale, rano czulem to zupelnie inaczej. A jutro znowu bedzie rano. Musze dobrze przespac te noc. Ta ostatnia byla upiorna. Byle nie przerodzilo sie to w hustawke mano-depresyjna. Lekarze tu podejrzewaja, ze moge miec dwubiegunowke po mamie, tylko mania jest zamaskowana, bo jestem artysta. Nonsens. W kazdym razie dostalem Depakine, ktora daje sie w chorobie dwubiegunowej, co jak twierdzi moja Kasia z Cieszyna, jest bardzo ok, nawet jesli nie mam zadnej manii pod maska. Kasia jest ordynatorem oddzialu psychiatrycznego, ale bardzo lubie z nia rozmawiac, nie tylko o psychiatrii.
Nie pisze o tym bo mi o tym pisac trudno. Ilez ja godzin, dni, spedzilem odwiedzajac przez kilkadzisiat lat moja mame na oddziale depresji na Sobieskiego. I jak mi trudno, jak strasznie, jak zalosnie, niemal w roku jej smierci wchodzic w jej buty. Teraz moj syn mnie odwiedza na oddziale psychiatrycznym, jak ja mame. Ja staralem sie szybko zwiewac od niej z tych strasznych korytarzy i zatloczonych, dusznych sal, on wytrwal tu dlugo. Byla podobno opcja by wiezc mnie z Miedzyleskiego szpitala gdzies na toksykologie, a potem do psychiatrycznego Instytutu na Sobieskiego, ale Ewa i Daniel, prosili by nie tam, wiedzieli, ze to byloby dla mnie straszne, ze mialbym poczucie jak zaciazyl na mnie los rodzinny, ze to fatum. I ze znalazlem sie w pulapce bez wyjscia. Rzeczywiscie, gdybym pojechal na F 4 na Sobieskiego, bylby to dla mnie szok.