sobota

jakaś niemoc, doprawdy nie wiem o czym mam pisać felieton do Przeglądu, za mało się ruszam, za mało spotkam ludzi, ale taki czas, jałowy. Krzepi mnie lektura dziennika Sandora Maraiego, chociaż nawet dla mnie on czasami zbyt intelektualny, najlepsze są jednak fragmenty, gdy życie go zmusza, by opisywał świat materialny, apokalipsę wojny, w tym jest najbardziej poruszający. To pierwszy tom. Trochę podobnie jest w ostatnim , piątym, gdy starość, śmierć żony, wojna która wydał mu czas, zmusza go do opisów mięsa życia. Ma czterdzieści kilka lat, gdy przyrzekają, że odbierze sobie życie, gdy życie straci sens.Ludzie często składają takie deklaracje, a potem męczą się umierając latami. On dotrzymał słowa. Ma 90 lat gdy kupuje sobie pistolet, idzie na kurs strzelecki i odbiera sobie życie. Bardzo mi to bliskie. Tylko gdzie ja kupię pistolet?

Zaniepokojony tym wpisem, pisze do mnie mój kanadyjski przyjaciel. Wyjaśniam, Marai miał 90 lat, umarli mu w krótkim czasie wszyscy bliscy, żona , syn. Zaczął niedołężnieć. Wtedy zdecydował się odebrać sobie życie. O takiej, bądź podobnej sytuacji myślałem.

Do sklepu, potem spacer brzegiem naszego lasu, piękna zima.

Kilka dni temu wyjąłem z półki książkę antropologa Wojciecha Józefa Burszty, antropologa, jest kilak zakładek, pozaznaczałem miejsca, które mnie zainteresowały.W dzisiejszej gazecie widzę jego nekrolog.

PODYSKUTUJ: