U P. ,który zaszył się sam w mieszkaniu byłej żony, która mieszka teraz w Hiszpanii. Lęk przed zarazą, jest w grupie ryzyka, a jego syn chodzi do szkoły. Rozmawiamy w maseczkach, przy otwartym oknie, a mówi niewyraźnie, więc komunikacja bardzo utrudniona. Częściej udaję, że go rozumiem, niż rozumiem. A przecież blisko i serdecznie…chce jakoś tak przeformować umowę na „Dom pisarzy w czasach zarazy”, żebym mógł na tym coś zarobić. Nie liczyłem już na to. Wszystko zależy do tego, czy książka będzie się sprzedawać. Nie mam tu wielkich nadziei.
A na mieście szaro, buro, ludzie się przemykają w maskach. Zaraza tężeje. Coraz więcej ludzie z mojego kręgu choruje. A ja się nic a nic nie boję. A przecież boję się żony, banku, formularza do wypełnienia, że zepsuje mi się samochód. Nie boję się śmierci, chociaż umieranie bardzo mi się nie podoba. A covid gwarantuje nieprzyjemne umieranie. Gdyby można było nacisnąć przycisk, jak wyłącza się światło.
Już myślę o radiowym programie w środę, jestem spokojny jeśli mam pomysły na dwa programy naprzód. I już zbieranie kamaczyków do felietonu od Przeglądu, no i felieton do Zwiercaidła u kresu miesiąca. Galery. Ale najbardziej mi dolega brak pomysłu na nową powieść.