wczoraj po południu powrót, ale wcześniej jezioro, dużo pływamy.
Fatalna podróż bo za wcześnie wyłączyliśmy nawigację i jechaliśmy starą wąską droga, pod koniec w deszczu i w mroku.
Ogród zdążył się rozkrzewić na tych ulewach, szczególnie dzikie wino, jak zwykle chce pożreć nasz dom.
Wróciłem do domu, ale jeszcze nie wróciłem do siebie.
Odnajduję na facebooku D. Rozmawiamy po raz pierwszy od kilkunasty lat. Jakby te lata nas nie dzieliły. Jest wdową, jej córka, śliczna nastolatka, która przez chwilę była mi bliska, ma już 50 lat. Obcięła wtedy dla mnie w nagłym odruchu kosmyk złotych włosów, nosze go ze sobą w pamięci przez całe życie. Mieszka w Alzacji. jest konserwatorem zabytków. Patrzę na jej nową fotografię serdecznie, ale jestem wstrząśnięty. Wszyscy jesteśmy wsysani przez otchłań czasu. Jeśli się nie ogląda ludzi w ruchu, w drodze starzenia się, kontrast dawnej pamięci i obecnego stanu rzeczy jest jak uderzenie pioruna.
Myję na myjni z Franiem samochód. Coraz lepiej to robi, rozmawiamy i nagle odkrywam, że on przestaje być małym chłopczykiem a staje się chłopcem. Tak musi być i dobrze, że tak jest a jednak smutek, że ten mały chłopczyk na zawsze odchodzi.
Za chwilę wyborcza niedziela. Od tych wyborów może zależeć, ile będzie u nas światła ile mroku. Ale z tym trzeba będzie poczekać do drugiej tury.