W redakcji, spotkanie z naczelną, podoba mi się i lubię ją, inteligenta, naturalna, cienia sztuczności. Żadnego nadymania się gier ważnościowych, czyli chorób władzy, czy jej namiastki.
Obiad na tarasie.
Dwóch synków przy stole, odrabiają lekcje. Wzruszają mnie te dwie główki pochylone nad zeszytami. Franio jeszcze pomaga sobie języczkiem, Antoś wącha każdą książkę. Pomagam Antosiowi w polskim, synonimy, metafory itp wkrótce okazuje się, że odpadam już od klasy piątej, gdy mówi się o narzędziach poezji. Ratuję się słowami Tuwima: znam się na poezji tyle co ptak na ornitologii.
Dzwonię do Kuby Wyganowskiego, pogrzeb ojca w czwartek, msza w Katedrze, Kuba pyta czy powiem kilka słów, ma też mówić prezydent Warszawy Pani Waltz. Godzę się , by sobie uświadomić, że w czwartek jadę do Bielska. Źle się czuję z tym, że nie będę na pogrzebie Stanisława. Tyle wspomnień, lubiłem go. Piękny to był człowiek, też w wymiarze fizycznym. Zabrakło mu dwóch lat do setki.