ciągle wertuję swoje dzienniki z dawnych lat, szukając wizyty u Zdzisława Beksińskiego. I nic. Za to przygnębia mnie bylejakość tych zapisków, jakbym tych nie pisał byłe jak. No i przeszłość, cała w gruzach i zgliszczach. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”.
Do przychodni po recepty, do Mediamarkt z reklamacją słuchawek do telewizora. Do biblioteki po „polskie” listy Conrada. Lubię atmosferę i zapach bibliotek, zapach świata, który odchodzi. Ta biblioteka na Trawiastej ma setki książek ode mnie, ich grzbiety pamiętają dotyk rąk mojego ojca i mamy.
Wciągnąłem się w lekturę swoich dzienników. Ale Beksińskiego nie mogę znaleźć. Za to znajduje motywy do powieści, która zacząłem pisać. Żaden romans. Bohaterem będzie malarz w moim wieku. To musi być ktoś mi bardzo bliski, ale nie ja. Tylko wtedy ta powieść będzie miała ciało, krew i układ nerwowy.
Franio przed zaśnięciem, daje nam zagadkę – co jest najważniejsze? Zastanawiamy się z Antosiem…. Antoś mówi – zdrowie. Na co Franio – nie, zycie. (tak przez „z”) Potem Franio narzeka, że „zepsuła mu się pamięć”. Dlaczego pytam – bo bolała mnie głowa.