poniedziałek

Ślub Alexandra, syna mojego przyjaciela Olka Gruszczyńskiego ze Stellą, córką Melani Griffith i Banderasa, małe wesele w Hiszpanii. Olek jest operatorem w Los Angeles. Będzie pod koniec tygodnia w Warszawie. Obiecał, że zda relację. Pamiętam jak w 68 roku żegnałem Olka na peronie Dworca Gdańskiego, gdy emigrował z Polski do Danii i był w rozpaczy. Ja też. Traktowaliśmy to jako nieszczęście, a w jego przypadku wyjazd okazał się błogosławieństwem. Tak bywa z małymi wielkimi nieszczęściami, nie raz prowadzą do dobrego i odwrotnie, wielkie szczęście nie raz wiedzie do nieszczęścia.

Spacer do Helenowa, do ich zwierzyńca widzę, że doszła lama i trzy strusie, wszystkie w świetnych humorach.

Huśtawka emocjonalna przy pisaniu noweli filmowej, częściej jednak wydaje mi się to niedobre niż dobre.

Wykańczają mnie telefony Piotra. Dzwoni codziennie, chce rozmawiać przez godzinę. Nie miałem świadomości, że jest aż tak źle z nim. Od czerwca nie myje się. Śmiertelnie boi się wanny, boi się, że jak do niej wejdzie to już nie wyjdzie. I w kółko to samo, mówię mu, że już widać, że sam sobie nie da rady, potrzebna mu jest pomoc, wie o tym, ale odrzuca wszelką pomoc, leki, nie, lekarze też nie. Sam siebie skazuje na tortury i degradację. A przecież mówi z sensem, inteligentnie i nagle ten obłęd z wanną. I z nienawiścią do lekarzy i leków.

PODYSKUTUJ: