poniedziałek

Ewa przyjechała , dzieci na wsi a właściwie w leśnej osadzie.

O 7. 30 obudził mnie telefon, sygnał z messengera. Grześ z Aszkelonu. Pomyślałem, że zwariował, nigdy do mnie nie dzwoni a teraz nagle budzi mnie o świecie. Nie odezwał się jednak. Zasnąłem i spałem za długo. Zadzwoniłam do niego, powiedział, że zadzwonił przypadkiem. Porozmawialiśmy, mówił jak beznadziejna jest sytuacja w Izraelu, co z tego, że wygrana z Iranem, skoro wzmocniły się rządy skrajnej prawicy. Wie, że u nas też się zachmurzyło, ale mówi: u was następuje wymiana pokoleń, a młodzi będą na pewno bardziej liberalne niż rodzicie. U nas religijni i osadnicy mnożą się na potęgę, a u liberałów coraz mniejszy przyrost naturalny. Będą z Niną w Warszawie, spotkamy się. Pamiętam ich niezwykłą gościnność, dzięki nim poznałem życie w kibucu. Potem dwa razy odwiedzałem ich w Aszkelonie, gdzie się przenieśli.

Spacer w lesie, cudowna pogoda.

Wysyłam Mariuszowi do Czytelnika „Rok szczura”. Czytałem to kilka razy i miałem dosyć swojej depresji i szpitali psychiatrycznych. A jednak trochę było mi szkoda rozstawać się z tym tekstem. Miło, że Czytelnik jest tak przyjaznym mi miejscem.

PODYSKUTUJ: