Na progu mojego domu Paweł wręcza mi bogaty świąteczny kosz, nie ma czasu by wpić kawę, śpieszy się do pacjentów. A to przecież ja jestem jego dłużnikiem, wiele dla mnie zrobił jako lekarz.
Spacer do Ferio, małe zakupy, funduję sobie nawet gałkę lodu, jako autoprezent świąteczny. Siedzę i patrzę na przechodzących ludzi. Jeśli umie się patrzeć, to jest ciekawy spektakl.
Rozleniwienie, rozbabranie wewnętrzne, uciekam w oglądanie filmów, podczytuję listy i notatki Byrona, poprawiam wiersze. Uczę boksu Frania, wszystko co robi, robi z wielkim zapałem. Uderza uroda tego chłopca, ćwiczy bez koszulki, jego klatka piersiowa zmienia się w dzieło sztuki, za jakiś czas będzie mógł pozować antycznemu greckiemu rzeźbiarzowi.
Dłuższa rozmowa z Krysią ze Szwajcarii, rozstaje się z G, w tym wieku rozstania są trudne podwójnie. W raju nie mniej piekła między ludźmi, niż w samym piekle.
Mailowa rozmowa z Mery Kowit z San Diego. Zawiadomiłem ją, że numer „Zwierciadła” z wierszem jej męża jest w drodze. Tak niewiele słów zamieniłem z tą kobietą, ale nie mam wątpliwości, że jest łagodna i dobra.
Wykonałem wiele telefonów do bliskich i znajomych, miłe, ale męczące zajęcie. Ludzie bardzo mnie męczą, ale nie mniej ich brak.
Jeszcze nie zaczęło się wielkie świąteczne żarcie,a już nie na żarty jestem przejedzony.
Próbuję napisać opowiadanie świąteczne, jak oprawianie choinki doprowadza do dramatu rodzinnego.