Na marszu miliona serc. Spotykam kilku znajomych, też euro-deputowanego Janusza Lewandowskiego, kolegę z opozycji Andrzeja Zozulę, i jeszcze kilka osób, które witają się ze mną serdecznie, a przecież ich nie znam, ale za to oni mnie znają, może z książek, może z mediów Poczucie braterstwa. Żadnej agresji. Wiele uśmiechów. Nienawiść i jad są w Katowicach, gdzie konwencja PiSu. . Wcześniej doszliśmy pod szklanym lasem wieżowców do mety, czyli do ronda Radosława, pod wielką biało czerwoną flagą z kotwicą. I tam czekamy aż dojdzie głowa marszu. Widzę Bartosza Maciejewskiego, kolegę fotografa jak wspiął się na przestanek tramwajowy. Przemówienie końcowe Tuska, średnie jak na jego możliwości,. Nie pomyślano co zrobić z tłumem, który stał daleko, ci ludzie nie słyszeli przemówień, trzeba było o tych ludzi jakoś zadbać, ale PO nie jest w takich rzeczach mocna. Ilu było ludzi? Bardzo dużo, nikt tego dokładnie nie policzy, jeśli nie milion to na pewno kilkaset tysięcy. Zionący nienawiścią Prezes w Katowicach, na konwencji PiSu , mówi ze złośliwym uśmiechem, że doniesiono mu, że w Warszawie było 6o tysięcy popleczników Tuska. Milion – 6o tysięcy, a pomiędzy tymi dwiema „prawdami” przepaść, kto w nią wpadnie, nie wyjdzie z tego cało. Pozytywna energia tego marszu na pewno nie ulotni się do 15 października, będę wtedy wracał z dalekiego Głogowa i muszę zdążyć zanim zamkną mi lokal .
Lokalizujemy się przez telefon z Anią i Andrzejem, zabierają nas do siebie, mały obiad i wspaniałomyślnie odwożą nas do domu.
Antek był z nami na marszu i nie narzekał. Franio nie chciał iść, powiedział, że będzie pilnował domu. Antek już rozumie, że są wydarzenia historyczne, i że czasami warto być ich świadkiem.