Piknik w Wejherowie, miał nie być polityczny, ale nie dało się uciec od polityki. Podpisywałem swoje ksiązki, piękna pogoda. Niepokój, że mało ludzi, i ze to wszystko „nasi” ludzie, że nie udaje nam się przyciągać tych innych, to nasza bańka i nie wychodzimy poza nią. I brakuje młodych.
Wieczorem powrót samochodem. Adam Michnik na przednim siedzeniu szybko zasypia.
Nie potrafię opisać tego dnia w Wejherowie, to się wymyka. Trochę to wszystko bez sensu, to jakby używać generała , myślę o Adamie by wygrać małą potyczkę, gdzie wystarczyłby kapral.
Znowu nie pamiętam ranka, nie pamiętam czy zjadłem śniadanie w hotelu, biała plama, i znowu połknąłem dwa Stilnoxy nie mogąc zasnąć, zdają się dawać taki efekt poranny. Nie mogę tego robić.
Naprawa stosunków z Michnikiem, konflikt zaczął się to przecież w 88 roku, to wielka ulga. Jakie to było niepotrzebne.
Adam postarzał się, ja też, nie pocieszam się tym, że on bardziej. Ma problem z płucami, okropnie kaszle, a pali jak smok. Jakiś czas temu przerzucił się na na papierosy elektroniczne, ale widzę że wrócił do zwykłych. Mówię mu to, on: tamte to jak uprawiać sex w prezerwatywie . Pali autodestruktywnie, przecież okropnie kaszle, kaszlem , który zdradza chorobę płuc.
Adam bardzo ceni twórczość mojego ojca, czasami go przypomina w Gazecie, nie tylko jako poetę, też jako eseistę. I okazuje się, że kupił mój „Dom pisarzy w czasach zarazy” i bardzo ceni tą książkę. Ja nie potrafię kupić książki kogoś kogo nie lubię.
Ja w przychodni na prześwietleniu bioder. A Frania przekrzywiło, był z Ewą u lekarza okazuje się, że zapaleniu nerwu w ramieniu.