od kilku dni milczę, mało się dzieję, a we mnie wiele ospałości, taki stan pół-depresyjny. I bieda, bo dolega mi noga, ta po operacyjna, a biodro lewe, które zakwalifikowano na operację, nagle się poprawiło. Lęk, że jak pływałem łódką, przy wysiadaniu, cos sobie uszkodziłem w tym prawym i operacja się zmarnowała. To wersja pesymistyczna. Może tylko naciągnąłem sobie mięsień dwugłowy. W każdym razie kiepsko to wygląda, przed lotem do Izraela, gdzie będzie masę chodzenia.
Wczoraj u znajomych, którzy mają dom pod puszczą Kampinoska. Ona, stara przyjaciółka Ewy, jeszcze z dzieciństwa, utracona a odzyskana niedawno. On scenarzysta filmowy, ale już na boku, rozczarowany do polskiego kina. Dużo jedzenia, jadłem bez umiaru, no nie czułem się dobrze i to była pociecha. Pocieszanie się jedzeniem, to główny powód otyłości. Już się żegnamy, gdy okazuje się, że on nazajutrz kładzie się w szpitalu, bo ma bardzo złe wyniki badań. Musiał więc czuć niepokój, którego nie ujawniał.
Dzisiaj sam w domu, więc korzystam z okazji i idę do restauracji wietnamskiej, otwarta w pobliżu niedawno. Rodzina nie gustuje za bardzo w tej kuchni, a ja tak. W Ferio, naszym pięknym małym centrum handlowym, wymieniam złotówki na izraelskie szekle.