poniedziałek

dzień bez wyrazu z jedną burzą…

spacer po lesie, zmuszam się do kijków, wolę chodzić bez nich. Ale rozum mi mówi by się z nimi polubić.

Jutro do Czytelnika, do stolika, ale też po odbiór „jaskółki” mojego „Biletu do nieistnienia”. Powinienem się cieszyć, a nie potrafię. Książka jest delikatna, to moje dziecko, a rynek twardy, brutalny i zimny. Może mi się to odmieni, gdy wezmę książkę do ręki. I będą inne dłonie, które po nią sięgną.

PODYSKUTUJ: