Koszmarne sny to moja specjalność. Tyle męczę się za dnia, noce przynajmniej mógłbym mieć pogodne. Dwa dni temu sen najczęściej śniony, niemal co noc, nie mogę znaleźć miejsca gdzie mieszkam. W jedno zlały się trzy miasta, Paryż, Sztokholm i Warszawa. I zapomniałem adresu, gdzie mieszkam. Bolesne błądzenie. A tej nocy pożar we śnie, w sąsiednim domu. Potem ogień przenosi się na nasz dom. Płonie nasze mieszkanie. Wiele szczegółów z tego dramatu dokładnie pamiętam. Zostajemy bez grosza. To oddaje finansowe niepokoje na jawie. Ale doznałem też poparzeń. I na te poparzenia umieram. Ostatnia myśl: to już nigdy nie zobaczę swoich dzieci. Budzę się z ulgą. I znowu za na chwilę zasypiam, i ponownie zły sen.
Na małe zakupy, zawsze trochę ruchu, i pocałunki mrozu.
Ostatnia mam nadzieję redakcja, „Biletu do nieistnienia”, redaktor prowadzący miał jeszcze jakieś uwagi. Czytam to opowiadania już z dystansu i za bardzo mi się nie podobają. Pocieszam się, że nie jestem obiektywy wobec siebie samego. Na ich tle „Bilet do raju”, pisze do tego tytułu nowe opowiadania, nie jest wcale gorszy, chociaż taki mi się nie podobał. To może nie być pocieszenie.