o 9.15 budzi mnie telefon, nie odbieram, jestem nieprzytomny, jak można dzwonić tak wcześnie. Po chwili jednak dopełzam do komórki. Przy numerze nie ma nazwiska, ale to częste od kiedy mam nowy telefon, nie wszystkie numery zapisały się na karcie. Dzwonię, to Maja Komorowska, najpierw jej nie poznaję, mam równie złą pamięć do twarzy co do głosu. Mówi o mojej książce „Dom…”jest znakomity, mógłbyś niczego więcej wcześniej ani potem nie napisać – im więcej chwali książkę, tym bardziej mi niewyraźnie, jakiś rodzaj zawstydzenia, próbuję zmienić temat, mówię że czytam dzienniki Anny Kowalskiej z których wiele o niej pisze…ale ona wraca do mojej książki. Znowu jej przerywam, ale mam problem z mówieniem, bo ciągle w ustach sen. Zażenowanie, gdy ktoś mnie chwali, to typowa u mnie reakcja, zapewne neurotyczna, Tak kiedyś przerwałem Herbertowi.
Do urzędu zanieść wypełniony formularz sprzedaży samochodu. Panika i niepokój jak zawsze, gdy idę do urzędu, jakbym szedł na pierwszą linię frontu. Potem wpatruję się błagalnie w urzędniczkę, by nie znalazła jakiegoś błędu, niezgodności. Gdy stempluje dokumenty, czuję ulgę. I nawet coś w rodzaju triumfu.