Wojciech Pszoniak nie żyje. Tak serdecznie wspominam jego żonę i jego w Szczecinie, wspólna kolacja w świetnej indyjskiej restauracji, rok temu, byliśmy razem na festiwalu literackim, była jeszcze Maja Komorowska. Pszoniak z humorem opowiadał o swoim zawale, który niedawno przebył. A umarł na raka.
Przed wyborami pięć lat temu, mieliśmy razem wystąpić w tvp info, jeszcze wtedy ten kanał nie kojarzył się z podłą propagandą, przyjechał ale odmówił występu, mieliśmy mówić na dworze było chłodno, pokazywał na gardło, bał się, że się przeziębi, gardło to moja praca mówił, zawsze w szaliku, nawet w lecie. Mówiłem sam.
Citroen do holowania do warsztatu, wyfruwa mi nagle e mail i nie mogę go przywrócić. Poczucie katastrofy. Mój debelizm techniczny zawsze zatruwał mi życie. I brak pamięci. Jak na kogoś tak ułomnego, i tak zaszedłem wysoko może nie na szczyt ale na przełęcz chyba tak.
Poprawiam wypracowanie Antosia, wkładam i zdejemuję okulary, rozpaczam, że tak kiepsko pisze. I nagle przypominam sobie jak mój ojciec, wkładał i zdejmował okulary i rozpaczał, że ja rówieśnik Antosia tak kiepsko piszę.