dzisiaj myślałem, że nie napiszę ani słowa.Siły ani potrzeby nie było, nawet by uspokoić tu kilku bliskich. A zdołałem w południe pojechać do apteki, tłum starców w moim wieku, do 12 i po 60 taniej, więc uciekłem do fryzjera. Przez wielkie błota i rozkopy bo robią tu w Międzylesiu przelotową ulicę i tunel po torami. Fryzjer pan Stefan, przypomina starego żółwia i równie szybko się rusza. Trzeba czekać, a ja mam piekło w duszy, a z piekłem ciężko siedzieć. Więc na niby spacer, ale jak teraz chodzę to mam wrażenie, że we własnej klatce tylko tam i z powrotem. W końcu strzyżony, z telewizora z TPV Info albo jakiś sukcesy w ściganiu przestępców, albo sprawy narodowe. Potem Lidl nawet….
A potem w łóżku i zdychanie. I myśli ostateczne, które już wyżłobiły sobie we mnie głębokie koryto.
Łukasz dzwoni, że poprawi naszą rozmowę. Jeszcze potrafię się czymś ucieszyć.
Bilet lotniczy do Luksemburga na 10 marca i groza, czy dojdę wtedy już do siebie. A może ten stan, to właśnie moje ja prawdziwe.
Rozmowa z Kasia, psychiatrką, zawsze budująca, bo ona mądra i serdeczna.
Pająk olbrzym w łazience, bardzo mi się wydaje normalny w swojej nienormalności.