jest jak podnóże górki, którą trzeba się wspinać na szczyt , albo odwrotnie, jak szczyt górki, z której się zjeża na koniec tygodnia.A tam już czeka nicość, ale ukryta, nie wiadomo kiedy w się zapadniemy, w ciszy lub z krzykiem.
Wczoraj Antoś zarządził, że w związku z rozpoczęciem roku szkolnego, idziemy po pobliskiej indyjskiej restauracji. Smacznie było, tylko w finale z lekka zapłakała moja karta bankomatowa.
Nie mogłem długo zasnąć, przeżuwałem myśli, najpierw miłe potem udręczające, potem nudne i niepotrzebna. PO 3 łyknąłem z wyrzutami sumienia proszek. I zasnąłem.