jak zawsze po intensywnej podróży zapadam się. Więc trudna niedziela. Ale nie zamierzam rezygnować z aktywności, nie mogę i nie chcę.
Teraz trochę lepiej, ale nadal mam skórę cieniutką i z dziurami.
Krzyś Kasprzyk nadal u nas. Ma wykład o Patagonii w klasie Frania. Potem gadamy i jemy, to niesamowite, że taki procent naszych rozmów, wszelkich rozmów ludzi rozumnych, dotyka naszej społeczno politycznej sytuacji.
Po raz pierwszy na fizykoterapii na Strusiej. Cały byłem zjeżony i na nie, ale nie byla tak źle jak myślałem. Najpierw mój kręgosłup był podłączany do prądu i różnych magicznych fal, potem trochę ćwiczeń. Balem się, że będę w grupie strach bab i sam stanę się taką babą wykonującą pokracznie jakieś wygibasy. Ale byli też faceci całkiem młodzi, po za tym bylem z samego przodu, więc nie widziałem ćwiczących. Na chwilę zaglądam towarzysko do Pawła, nie miał dzisiaj pacjentów, on zawsze tak się cieszy kiedy mnie widzi, ze zaczynam się czuć kimś ważnym.
Marta przysyła moją powieść „Opiłki i okruszki” po redakcji,
z tak gorącym listem, że dostałem po nim gorączki. Gdyby ta książka była w połowie tak dobra jak o niej pisze, zaczął bym wierzyć, że zostanie zauważona. Takie pochwały redaktora liczą się podwójnie, bo to trochę tak, jakby lekarz wykonujący sekcję zakochał się w zwłokach.