piątek

dziwnie się czuję, nie potrafię tego zdefiniować, jakbym był podminowany sam sobą, ale to tylko nieznaczny dyskomfort.

ciągle dramat z Franiem i z jego z marzeniem o skuterze. Nie może się pogodzić, że mu zabraniamy, a my nie możemy sobie poradzić z jego rozpaczą. A przecież ma rower, rozbija się nim nie tylko po okolicy, ciągle spotkania z kolegami, wielkie wyprawy. Ale skuter to moc, to silnik, to warkot.

Franek zaczął gotować, tym się pociesza, bardzo to lubi, na razie specjalizuje się w jednym daniu, kurczak po koreańsku w wyrafinowanych przyprawach.

Jutro o 13 jestem w Parku Krasińskich, na tyłach pałacu, imieniny Jana Kochanowskiego, na stoisku Czytelnika nr 42, podpisuję wybór wierszy.

Do Piotra do Sztokholmu dotarły mojej książki, nawet nie szły tak długo, jak długo lubią teraz iść książki. Zachwyca się moimi wierszami. Potrzebne mi teraz dobre słowo.

PODYSKUTUJ: