piątek

Rozlazłem się wewnętrznie przez te dni. Za wiele oglądam filmów, za długo śpię, za mało piszę. Czytam za to po raz kolejny moją „Trąbę powietrzną”, na początku nowego roku mam wysłać ostateczną wersję do „Liry”. Nie podobają mi się teraz za bardzo te opowiadania, dobrych wydaje mi się kilka, dałem je, nie wiem czy mądrze, na początek tomu. Wiersze, które ostatnio napisałem też mnie zawodzą przy kolejnym czytaniu. Ale to są takie fazy, raz ocenia się surowo, potem to się zmienia na „życzliwie”. Ale najgorsze, że nie mam żadnej wizji nowej większej pracy.

Ewa i Julek u nas na kawie. Julek mój przyjaciel od dziecka, rok młodszy ode mnie, świetny charakter, świetne zdrowie i kondycja, król życia. Lekarz, ale odszedł częściowo od typowej lekarskiej praktyki. Zarobił wielkie pieniądze, przeszczepiał włosy łysiejącym. Wie jak żyć. Kilka razy w roku narty, wyjazdy w orientalne kraje, dziennie chodzi 20 km. I w każdej chwili potrafi zasnąć, tego też mu ogromnie zazdroszczę. I pogody ducha. Ale jemu też już ustępują miejsca w autobusie, mówię – siwe włosy – on na to – jak na nartach jestem w kasku, też ustępują. Oburzony przecież ma lepszą kondycje od tych, którzy ustępują. Mieszkamy dosyć blisko siebie, ale widujemy się rzadko bo unikam wielkich przyjęć jakie robią z Ewą, męczy mnie ludzki natłok i to trochę nie moje środowisko. Ale są na wszystkich moich spotkaniach autorskich.

PODYSKUTUJ: