piątek

po południu mała drzemka po obiedzie, Ewa woła, że jedzie i może mnie podrzucić do Lidla, wstaję dosyć gwałtownie, idę by wyłączyć komputer, pochylam się i nagle czuję, że nie panuję nad swoim ciałem, przewracam się na mały stolik, na szczęście byle jaki, z Ikei, łamie się z trzaskiem pod moim ciężarem, a ja ląduje na nim. I klnę jak piloci pod Smoleńskiem na sekundę przed wypadkiem. Huk był taki, że Ewa i Franio przybiegli zatrwożeni z kuchni, myśleli, że runął regał, Franek jak mnie zobaczył żywego zaczął się śmiać, tak lubię jego śmiech, że wcale nie było mi przykro. Uderzyłem się niegroźnie w czoło i w nogę poniżej biodra. Zdarzały mi się już zawroty głowy po nagłym wstaniu z łóżka, nawet w młodości.

Skończyłem czytać, tym razem uważnie, swój „Rok szczura” , blog, felietonów nie czytam, bo coraz bardziej jestem pewien, że nie pasują, że dam tylko swój dziennik, który wydaje mi się niezły. Niech zadecyduje redaktor. I teraz pytanie, do którego wydawnictwa wysłać tekst?

PODYSKUTUJ: