wstaje o 6 rano z minutami, mrok, ciąganę swoje zwłoki za sobą pod prysznic. Zepsuty drugie samochód, więc Ewa przed zawiezieniem dzieci do szkoły, wiezie mnie do przychodni. Jeszcze zamknięta, ale już kolejeczka do pobierania, snują się mroczne mgiełki, czyścowo…
Pobierają krew, z problemami, jak to ujęto, uciekają mi żyły, piję glukozę duszkiem, ja co złe to chcę zawsze szybko, jakiś osobnik obok strasznie się męczy z tą glukozą. Przesiedzialem trzy godziny w poczekalni, trzy razy brano mi krew, czytałem książkę wywiad z Anna Applebaum, o jej życiu, ciekawa, ale mały zawód. Może powinna jeszcze trochę dłużej pożyć. Z Ann spędziłem kiedyś cały dzień w Sztokholmie, rok 92 chyba , pokazywałem jej miasto, nie znała jeszcze wtedy polskiego.
W domu, zasypiam od razu, odsypiam kiepską noc, budzi mnie telefon, P dzwowni, że zajrzał do moich wyników badań, jak to możliwe że są tak szybko. Mówi, że jest nieźle, to jeszcze nie jest cukrzyca.