O 6.30 rano budzi mnie telefon. Wyświetla się mój przyjaciel malarz i partner tenisowy, Łukasz Korolkiewicz. Pierwsza nieprzytomna myśl, ma zawał i dzwoni po pomoc.Nie słyszę jego głosu, rozłączam się. Żona już na nogach, bo szykuje dzieci. Pyta podejrzliwie -kto do ciebie dzwoni o tak wczesnej godzinie? -Łukasz mówię szczerze- chociaż wiem, że brzmi to niewiarygodnie. Dzwonie już o ludzkiej godzinie do Łukasza, cały zrobiony z wyrzutów sumienia. Ma nowy telefon, bardzo wyrafinowany, a posiadał uprzednio prosty. Samo mu się tak wybrało. -Powinienem pójść na kurs- mówi skruszony. Śmieszy mnie to, bo sam miałem takie przygody.
Liże nas ciepły język wiosny…
Dzwoni niespodziewanie Józef Hen, bardzo przejęty, że na stronie 214, w tomie opowiadań „Nowolipie”, który mi dał, jest błąd, którego nie poprawił. Jak trzeba cenić swoje pisanie, by tak się tym przejmować.