niedziela

obiad w Kameralnej przy Foksal. Zaproszeni byliśmy, przez znajomego Grzesi D, ordynatora ginekologii z Inowrocławia, Marek, uroczy facet, był z żoną, Grześ też z żoną lekarką, Hanną. Marek, poznany dopiero na obiedzie i jego fundator, jest moim wielbicielem. Czyta „Przegląd” i moje w nim felietony, wszystkie moje książki. Ma dobrą pamięć, więc bardzo wiele o mnie wie. Cytuje fragmenty moich tekstów, których ja oczywiście nie pamiętam. Bardzo smaczny i serdeczny obiad.

Potem z Ewą do „Centrum Sztuki Nowoczesnej”. Bylem, gdy nie było jeszcze wystaw. Teraz ich kilka, średnio mi się to podoba, cała sztuka tak zwana nowoczesna nie jest oszustwem i bzdurą, jak twierdzi wielu, ale jest świadectwem upadku ducha naszych czasów. Co z tego, co widziałem chciałbym mieć w domu? Prawie nic. No może wielką tkaninę Mirgi Tas, polsko romskiej artystki, ale nie miałbym gdzie jej powiesić, tak duża. I może obraz Sasnala, też duży, ale by się u mnie zmieścił na ścianie przy schodach. I małe, makabryczne, plastikowe , podświetlane piersi Szapocznikow …więc jednak to i owo zrobiło na mnie wrażenie. Ale to wszystko blade przy klasycznym malarstwie. Spotykam Mikołaja Chylaka, pamiętam go jak był dzieckiem, już wtedy z pasją rysował, teraz ceniony malarz.
A tak najbardziej to w muzeum podobał mi się widok z panoramicznego okna, na góry wieżowców z fioletowo podświetlonym Pałacem Kultury

PODYSKUTUJ: