skończyłem czytać powieść autobiograficzna Agnethy Pleilej „Ślimak i śnieg.” Bardzo dobra, może nawet świetna książka, a dla manie fascynująca bo znam Agnethe a przede wszystkim Maćka, jaj partnera, potem męża. Cała druga część książki jest o nim. Miłość, rozstanie, huśtawka emocjonalna. Pewnie nie byłoby tej książki, a na pewno jej drugiej części, gdyby nie ja. Dziwne uczucie,że jestem jej mimowolnym współtwórcą.Macek Zaremba Bielawski, mój rówieśnik, znajomy jeszcze zanim w 68 roku wyjechał z Polski, stał się obecnie jednym z najwybitniejszych szwedzkich publicystów. Agneta piękna, o oryginalnej twarzy, jej matka była Indonezyjką. Jest teraz w Szwecji uznana i cenioną pisarką. Znam te z innych bohaterów tej biograficznej powieści. Nie mogłem się oderwać od tej książki.
Przyszłą nowa „Odra” z moimi opowiadaniami. Ładna czerwona okładka przyciąga uwagę. Dobre są te opowiadania.
Boks z Frankiem, zawsze ożywia mnie walka, boks to pilne patrzenie sobie w oczy, to też energia jaką dostajesz od drugiego człowieczka.
Do Kampinosu, do Ani i Andrzeja. Obfity obiad. Ania weterynarz, on filmowiec. Antek z nami, powiedział potem, że interesowało go 15% naszych rozmów, gdy mówiliśmy o kinie. No i trochę jak o polityce. Andrzej podobnie jak ja mu tu duże emocje i wyraźne poglądy.