wczoraj była Dorota Jarecka. Pisze książkę o malarce Ernie Rosenstein, biografię. Znałem Ernę właściwie od dziecka, sąsiadka z Iwickiej, mama mojego przyjaciela, niedawno zmarłego Adama, żona słynnego Artura Sandauera. Widywałem ją do końca jej życia, przeszliśmy nawet na ty. W miarę upływu lat coraz bardziej ceniłem jej malarstwo, mam dwie jej małe prace. Dała mi je zdejmując ze ściany swego mieszkania, bo pochwaliłem je, gdy wisiały na tej ścianie . Erna robi teraz światową karierę jako malarka. Z Dorotą byłem z kolei blisko dwadzieścia lat temu. Niewiele się zmieniła. Była i jest trochę dziecinna, lubię to w niej.
Słoneczny i ciepły dzień, niemal wiosenny. Spacer do lasu, ale krótki, bo z trudem chodzę. Spotkam Frania, jest na rowerze, piękny, kupiliśmy mu go kilka dni temu. Wielka radość z powodu tego roweru. Wypatrzył go sobie jakiś czas temu, i wyłożył część swoich pieniążków. Franio ma dar wielkiej radości, gdy realizuje swoje marzenia.
Wygładzam dwa felietony, wyślę je jutro, bo we wtorek do szpitala. O 7 rano. Okrutna dla mnie godzina. Napisałem krótkie opowiadanie, na siłę, wydusiłem je z siebie. Nie wiem czy takie wyduszone może być coś warte.