wczoraj z Ewą do galerii, odbieramy obrazy Piotra Krosnego, na szczęście zmieściły się w samochodzie. A spędzało mi to sen z powiek. Zmieściły się też niemal wszystkie pod łóżkiem w pokoju gościnnym. Jaka ulga. Poczekają pewnie rok do wystawy w Starej Prochowni. Kusi mnie aby dwa powiesić w naszym domu, ale nie bardzo jest już gdzie i Ewie żal dziurawić ściany.
Dzwoni Krzyś Szpilman, syn pianisty, przyleciał z Japonii gdzie mieszka. Widzieliśmy się osiemnaście miesięcy temu, policzył, a mi się zdaje, że to było wczoraj. Czas oszalał. Może za jakiś czas, jak trochę dojdę do siebie, wpadnie do nas z żoną Japonką. Miał sporo lat temu operację biodra, więc mieliśmy o czym rozmawiać, w ogóle wiele o chorobach. W pewnym wieku to się robi ważny temat.