wczoraj późnym wieczorem wróciłem z Czechowic Dziedzic.
Niezwykle intensywny piątek i cześć soboty. Festiwal poetycki o osobliwej nazwie Festiwal Poezji Słowiańskiej w Czechowicach Dziedzicach obok Bielska Białej. Mam teraz takie poetyckie tygodnie, chociaż od jakiegoś czasu jestem bardziej prozaikiem niż poetą. Ale pewnie poezja jest siłą mojej prozy. Zlot poetów z całej Polski, przybywają częściowo na swój koszt. To zwykle trzecia liga poetyka lub nawet liga okręgowa, ale ileż pasji, ile wiary we własna wielkość. I wszyscy mają tomiki wydane za własne pieniądze. Nie kpię z tego, i nie chcę się wywyższać, to jest piękna pasja. A poezja jak wiadomo nie mieści się w definicji, od kiedy wiersz stracił rym, rozmyły się kryteria. Kiedyś rym przynajmniej ujawniał rzemiosło, to była jakaś miara. Byłem gościem specjalnym tej tłumnej imprezy, i tylko ja miałem wieczór autorski. Tak to były spotkania w różnych miejscach. też pobliskim Bielsku. Na innych spotkaniach poeci czytali po jednym wierszu. Byliśmy trochę wyspą osobną. Na spotkania nie przychodzili ludzie z miasta, grupa jest samożywna, a zjawisko można nazwać turystką poetycką. Byłem na podobniej imprezie w Sieradzu. W Czechowicach od 10 lat organizatorem jest Ryszard Grajek, kiedyś biznesmen, teraz poeta, przypomina artystycznego ekscentryka z XIX wieku, zachowaniem i wyglądem. Prowadziła ze mną spotkanie znajoma poetka Agnieszka Herman. To dzięki niej, z natury serdecznej, mój pobyt w Czechowicach nabrał czułych rumieńców.
W pociągu do Warszawy, znowu mam miejsce przy stoliku, wagon nie przepełniony, luksus. Rozmawiam z Agnieszką czytam Politykę i „Dzienniki” Klemperera. Jedzie z nami w pobliskim wagonie X, też poeta, ale ma w sobie coś odmiennego, i znaczek z polska flaga wpięty w marynarkę. Już ten znaczek wydal mi się podejrzany. A potem takie gadanie spiskowe, a kiedy mówię w rozmowie z Agnieszką, że brakowało mi telewizora gdy się zepsuł głównie z powodu tego, że nie mogłem oglądać Faktów, miałem wrażenie, że spada mu twarz jak maska, ale szybko, w popłochu, wkłada ją na swoje miejsce. Zrobił się jednak jakiś nieswój. Pisowiec. Biedak był z innego stada, a przybłąkał się do stada poetów, którzy z istoty poezji są raczej liberalni.
Gdy Ewa wiozła mnie z przystanku autobusowego do domu, w naszym lesie w świetle reflektorów uwyraźnił się nagle dzik, z piątka podrośniętych warchlaków.