puste dni. A przecież bylem bodaj w piątek na mieście, w księgarni na Wiejskiej. Kupiłem autobiografię Woody Allena. Chwilami zabawna, ale w sumie raczej zawód. Myślałem, że to będzie lepiej napisane, a to jest tekst jakby gadany, przeładowany detalami i nazwiskami, pełny nie zawsze dobrych dygresji. Zabawny bywa autokrytyzym Allena, ale to część jego taktyki życiowej. I jest oczywiście ten sam ton co w jego filmach, też często nierównych. Nie wiem czy pisze coś o oskarżenaich, że molestował córkę, nie dotarłem do końcowej części książki. Szokują te piwnice, które ludzie noszą w sobie. Jeszcze do niedawna to wszystko było szczelnie pozamykane ne wiele kłódek.
Dowiaduję się w księgarni, że Mój „Dom pisarzy” dobrze się sprzedawał.
Wczoraj Marcyś z wizytą u dzieci, wieczorem siadamy z Iwonką i Pawłem, którzy po niego przyjechali. Wszyscy mało się ruszają, spotykają, więc i plotek niewiele.
Brakuje mi ponad 2 tyś znaków do felietonu dla Zwierciadła. Mam czas do środy, ale zupełna pustka w głowie. Nigdy do tej pory nie opuściłem felietonu, nawet jak wylądowałem w szpitalu.
Ale dzisiaj napisalem dwa opowiadania, sukces, to proza pewnie zjada mi felieton.