wiatr pędzi chmury, deszcz ze śniegiem, chociaż ciepło, podobnie mi w duszy. O 15.40 Suma Tygodnia Superstacji, nie bardzo czuję się na siłach. Najbardziej kusi mnie łóżko i sen. Czuję jak to w depresji, jakby „mdłości psychiczne ” . Mały kontakt z dziećmi, jakbym się ich bał, jakbym nie miał dla nich sił – to też martwi i przygnębia. Niechęć do jedzenia. Niechęć do istnienia. A nowy tydzień mam pełen różnych spotkań, jak się teraz z tego wywiązać?
Czułem się w programie jak cyborg, przez kogoś zaprogramowany. A był miły mi profesor Mikołejko. Taksówkarz mówi, że on też odczul tą nagłą zmianę klimatu i stracił humor, okazuje się ma depresję i bierze psychotropy. Myślał, że tylko on tak odczuł zmianę pogody. Pocieszamy się nawzajem swoimi nieszczęściami.
Mój syn kończy 41 lat . Mam też takiego. Nie do wiary. Starałem się nie zapomnieć o tej dacie. Dzwonię, nie odbiera, jakby się ukrywał. Okazuje się, że jest na nartach we Włoszech, z Zosią swoją córką, czyli z moją wnuczką.
Pamiętam szpital na Madalińskiego i , że z moją ówczesną żoną, dopiero co mamą, porozumiewałem się karteczkami, które przenosił woźny. I potem to maleństwo w zawiniątku.
Jestem sam w domu, dusza mnie nieznośnie uwiera.