a więc już schodzimy do czyśćca, bura zawiesina w powietrzu. Ale Franio bardzo podniecony okruszkami śniegu, dzieci o wiele mniej zmartwione mrokiem, bo mają wiele światła wewnątrz.
Felietony do Zwierciadła i do Przeglądu niemal gotowe, jeszcze potrzebne tylko pieszczoty, ten o Virginii Woolf kosztował mnie masę pracy i zdrowia, a nie jestem go pewny, niepodobieństwo upychania tak obszernej treści w 4 tyś znaków. To karkołomne.
V pisze z Jerozolimy o swoim raku płuc, bardzo obrazowo, mam dla niej tyle serdeczności, że wziąłbym cześć jej niepokojów na siebie, chociaż pełen ich jestem.