niedziela

jestem sam, bardzo mnie kusi nieistnienie.

to jest jak uchylony w oknie lufcik, jeśli raz go się otworzy nie da się już go nigdy do końca zamknąć.

już po 15, nic apetytu i do tej godziny nie mogłem się wygrzebać z siebie i z pozycji leżącej, chociaż o 12 w tvn 24 wysłuchałem przeglądu tygodnia. Nadal jednak nierzeczywistość mocniejsza mi się zdaje niż rzeczywistość, sny, marzenia, to wszystko skłania w stronę nieistnienia. Ale są rączki moich dzieci. Nie ma ich w domu, ale wyobrażam je sobie i już chyba tylko one trzymają mnie po tej stronie.

Gdyby tak można było zanieistnieć nie sprawiając nikomu przykrości i kłopotu.

I są oczy dzieci, czy ja jestem pewien koloru ich oczu? W oczach Frania zawsze iskierki radości życia, widać je nawet przez łzy. Nad oczami Antosia mój łuk brwi, a więc też mojego ojca. Ojcze mój, któryś jest w niebycie….

Nie zasypiaj, mówię sam do siebie

Dotrwałem do teraz i nie zasnąłem. Przeraziła mnie siła tej pokusy, sen wieczny, określenie tak weszło z język potoczny, że nie widzimy jego poetyckości. Nie ma jeszcze Ewy i dzieci, ale już słyszę, że otwiera się brama garażu. Są odgłosy domu, które poruszają nasze serca, bo są zapowiedzią. Trochę boję się zejść do nich na dół, byłem tak blisko tamtej strony, że czują tym naznaczony.

PODYSKUTUJ: