dzień w Kazimierzu nad Wisłą

nie było takich tłumów jak się obawiałem, niestety zmarła naleśnikarnia, którą tak lubiliśmy, obiad więc gdzie indziej, słabo bo uwielbiam naleśniki a tam ich nie było, wejście na górę z krzyżami, nie do końca wróciłem do siebie po operacjach, co czułem szczególnie przy schodzeniu, a może to po prostu starcze niedołężnienie. Widok z góry jak zawsze oszałamiający i jak zawsze oburzenie, że pobiera się opłatę za ten widok. Deser na rynku. Spacer brzegiem Wisły, powrót i uderza w kontraście z Kazimierzem, brzydota zwykłej zabudowy polskiej prowincji, te pokraczne domy, zaprojektowane przez idiotów lub przestępców architektów, szczególnie te z czasów PRLu. A chłopcy nie docenili piękna Kazimierza, jakby nie mieli estetycznego aparatu do oceny rzeczywistości, jakbyśmy my z Ewą nie byli estetami, jakby w naszym domu nie było tylu pięknych przedmiotów. Liczę, że przejrzą na oczy, szczególnie, że ich pokoje urządzone przez nich samych są dosyć gustowne.

PODYSKUTUJ: