zupełny upadek, o 12 w południe budzi mnie telefonem Stefan Bratkowski, takie piękne sny nagle przerwane, coś mówi, a ja ciągle jestem w tych snach. Stefan chce w piątek w TOK FM zrobić program, że wraca nam PRL. A ja nie mam sił nawet by go słuchać, mówię , że jeszcze trzeba trochę poczekać, że na razie za mało materiału do dyskusji. I pewnie mam rację, ale już widać, jak w ramach demokracji wracają nam mroczne czasy.
Już niemal 16, a ja nadal jestem ledwie, ledwie.
Chwilę przez telefon z W. Nie ma czasu, mówię tylko, że kiepsko ze mną, a on na to, że też wyjątkowo słabo się czuje. Koniec rozmowy, po chwili znowu dzwoni, że świnia jest, bo jak usłyszał, że u mnie źle, to od razu mu się polepszyło. Dziękuję mu za szczerość i szczerze mówię: dobrze, że moje nieszczęście może się komuś na coś przydać.
Te zapiski to jesienny zimowy karmik dla tych, którym potrzebne jest cudze nieszczęście by się lepiej poczuć. To bardzo ludzkie, proszę się nie wstydzić. Ja zazdroszczę już nawet ofiarom wypadków, tym którzy nie przeżyli i tym którzy żyć będą bez depresji po wyzdrowieniu.
Lucjan z dalekich Niemiec, geniusz techniczny, ale nie psychologiczny, trafnie jednak pisze: depresja – rak duszy.
Franio wrócił z przedszkola z fatalnie opuchniętym okiem, nigdy nie był uczulony, ale to pewnie uczulenie na kiwi w przedszkolu, bo jadł na podwieczorek, a przedszkolanka miała podobny wypadek. Więc Ewa roztrzęsiona do apteki. Ja mam pilnować Frania, czy mu się nie pogarsza, ale sam poszkodowany w dobrej formie, tylko opuchnięty gramoli mi się na kolana, a ja tulę go całym sobą. Jak tak przytulam dzieci, zawsze trochę strach, by złe ze mnie na nie… nie przeszło.
Dlaczego depresja zabija też poezję? Gdyż zamraża w człowieku sferę emocjonalną, tą głębinową, płytsze warstwy istnieją, dlatego piszę mimo wszystko felietony i te notatki. A wiersze pisze się tym co w nas głębokie.
Tak , istnieje wspólnota ludzi będących w depresji, podobnie silne więzi tworzą się na linii frontu. To jest dramatyczna walka o przetrwanie. Powtarzam, depresja bez wsparcia, jest chorobą śmiertelną, ze wsparciem często też.
Kiedy raz otworzy się lufcik do samobójstwa, ta myśl potem wraca. I zaczynamy snuć wyobrażenia jak to zrobimy. Powtarzanie tego w myślach oswaja nas i bliża do ostatecznego rozwiązania. Ludzie robią to w dwojaki sposób. Niektórzy czują nagły impuls i ulegają mu, inni miesiącami i w pocie czoła budują dla siebie jakąś formę gilotyny. By w końcu z niej skorzystać.
Franio z okiem lepiej, całuje mnie na dobranoc. Z Antosiem w łóżku, opowiada jak było w Cinema park, gdzie był z klasą. Jak zwykle chce za wiele za szybko opowiedzieć i słowa mu wpadają na siebie. Nagle mówi: ach tata, tata… i w tym jest tyle czułości i miłości. Jak nie zawieść go i Frania, czasami wydaje mi się to ponad siły. A pora dnia ma tu znaczenie.
Kończę Wyznania Rousseau, tylko w nocy mogę czytać. Jak uwierzyć, że ta książka i to myślenie było rewolucją w myśleniu?
Miałem tak fantastyczne sny poprzedniej nocy. I bez odrobiny depresji. Niech moje sny staną się jawą, a jawa złym snem.