Autobusem do muzeum. Mam mieszane uczucia, ale raczej jestem na tak. Zawód tylko, że tak mało powierzchni wystawienniczej, spodziewałem się, że będzie więcej. Z drugiego piętra przez wielką panoramiczną szybę wspaniały widok na Pałac Kultury i wieżowce. W dole trwają prace nad placem, który będzie między Pałacem a muzeum.
W przejściu podziemnym pod rondem spotkam Jasia Ordyńskiego.
Wracam autobusem, gdy dzwoni Wiesiek Uchański. Mówił, że był u Kwaśniewskiego, rozmawiali o mnie, czytał mój „Alfabet polifoniczny” i że jest czytelnikiem moich felietonów w Przeglądzie. To wiem, powiedział mi o tym, gdy kiedyś spotkałem go w księgarni.
Autobus utyka w gigantycznym korku, już dosyć blisko domu. Remontują ulicę równol egłą do Kajki i rondo w Międzylesiu się zatyka. Wysiadam wcześniej i idę piechotą, nie wolniej niż pełznie autobus. Jestem przy niewielkiej uliczce o nazwie Czatów. Stoi samochód i czeka na sposobność by wjechać na główną ulicę. Jestem przed maską, gdy nagle rusza. Ląduję na masce, widzę kierowcę, facet w średnim wieku, przez cały czas myślę on to robi specjalnie. Walę dłonią w maskę. Dopiero teraz zdaje się mnie dostrzegać. Hamuje. Czuję ból w nodze. Na szczęście nie ląduję na jezdni. -Co pan robi! – wołam. Otwiera drzwi- zagapiłem się – mówi. Chce mi dać swój numer telefonu. Myślę, jest w porządku, każdemu się zdarza się zagapić. Moja cholerna empatia. Odchodzę kulejąc, z myślą skoro teraz tak mi ta noga uwiera, potem będzie tylko gorzej. Boli mnie łydka i mięsień pod kolanem. Spory spacer do samochodu na parkingu, zabawne bo mija mnie dziewczynka, może mieć siedem lat- pyta- czy mogę panu w czymś pomóc? Myślę to aż tak źle ze mną.
W domu chodzę z coraz większym trudem, najtrudniej wejść po schodach. W Ewie od razu włącza się instynkt opiekuńczy, lubię to u niej.
Franek z kolegami, przebrany, idzie domagać się słodyczy. Jak zwykle bardzo przejęty hallowinn, wraca ze sporym łupem. Do nas też dzwonią dzieci, dajemy im cale pudełko ptasiego mleczka. Były w szoku, że całe pudełko.