19 stopni, spacer, wiosna. Las jeszcze uśpiony, ale gotuje się by ruszyć.
Zaczynam zbierać wiersze do wyboru wierszy, nie wiem jak duża powinna być ta książka. I gdzie ją wydać, lub raczej kto będzie chciał ją wydać. To wcale nie jest oczywiste, czy łatwo znajdę wydawcę. A może wydać mały wybór, jakieś 120 wierszy, tak byłoby łatwej, tylko bieda jak je wybrać, tylu będzie mi szkoda.
Zbyszek z Chorzowa u nas, syn mojej kuzynki niedawno zmarłej. Prawnik. Będzie u nas nocował. Zawsze miło z nim.
Ale kolejny dzień pustawy, bo niczego nie napisałem. No może coś zgromadziłem o felietonu, do „Przeglądu”.
I ten niepotrzebny sen w ciągu dnia. Bardzo to przyjemne, ale potem moralny kac.
Franio uczy się o francuskiej rewolucji, dla dzieci to nudna i męcząca bajka. Może gilotyna wzbudzić pewne zainteresowanie. Tyle było ostatnio o gettcie, że Franiowi Bastylia pomyliła się z gettem. Jedno i drugie zostało zburzone.