Już dni staja się krótsze, już z górki jedziemy ku jesieni, już mnie to przygnębia, tak mają depresyjne natury. Dlatego najbardziej lubię kwiecień kiedy wiosna dopiero się zbliża a lato zdaje się daleko. A najazd Rosji na Ukrainę ciągle trwa, nie do wiary, że to dzieje się naprawdę. Że tak oswajamy się z tym, że nie jest to już wiadomość dnia. Świat demokratyczny wysyła Ukrainie broń, by Ukraińcy ginęli za naszą demokrację, bardzo to imponujące i bardzo przygnębiające.
Wczoraj wieczorem Iwona i Paweł przyjechali po Marcysia, chwila razem. Paweł zrujnowany przez Parkinsona, i już prawie nie rozumiem co mówi. Dlaczego jego musiało to spotkać, tak niezwykłego człowieka, pokora z jaką to znosi imponuje mi. Iwona w jakieś rozpaczy, nie wiem czemu nie chce powiedzieć, coś musiało się wydarzyć, jeszcze poza tym nieszczęściem codziennym. Niech mnie to uczy pokory. A bestia ciągle we mnie drzemie i czasami się budzi, mam gorsze dni. Jakby po Zakopanem, chociaż to był taki dobry czas. Patrzę na Marcysia na Franka, mają po dwanaście lat, już przestają być małymi chłopczykami, już rosną i zmieniają się, jaki żal.