W Czytelniku, byłem jak zebra w czarne paski smutku. Pijemy białe wino, toast – na pohybel wiadomo komu.
Właśnie wysiadałem z autobusu, gdy jakaś pani z wyraźnymi śladami dawnej urody wola do mnie świecąc niebieskimi oczami- Tomek? – Tak ciepło, tak serdecznie, jakbyśmy się znali kiedyś ciepło i serdecznie. Nie mam czasu i refleksu, by zapytać kim jest? I mnie to męczy. Ten mój cholerny brak pamięci do twarzy, teraz jeszcze trzeba je często wykopywać z zasp czasu.
W Promenadzie, odebrać z gwarancji komórkę, dostałem smsa, że do odebrania. Facet mówi, że nie mogło być takiej wiadomości, bo telefon nadal w naprawie. Prosi abym poszukał tego smsa – szukam, nie ma. Ktoś tu zwariował. Przecież nie telefon. Pewnie ja.
Na stacji benzynowej widzę pierwszą stronę Gazety Polskiej, wypełniona po brzegi fotografią biednych żydowskich dzieci – tytuł- Tak Polacy ratowali Żydów. Nawet zapach benzyny nie potrafi pokryć tego smrodu.