Niedziela
W nocy Antoś kaszle, jakby szczekał… Znowu jak niemal co noc, sny o niemożności… nie mogę zdążyć na samolot, na postoju taksówek tłum ludzi, nie mam szans….miejsce akcji Sztokholm… Potem w jakimś już następnym śnie, jak w innej książce, znowu nie mogę zdążyć na już inny samolot… Budzę się z ulgą, ale znowu kaszel Antosia… więc mam ochotę wrócić jednak do snu …Wyjście z łóżka, jak wyjście na linię frontu… Po prysznicu jak zwykle lepiej… a w komputerze odzyskuję panowanie nad światem. Kuzynka Ewy z mężem, nie dojadą na obiad, zasypało ich, nie mają też prądu, więc muszą włączyć agregat, zalało im piwnice, a tego urządzenia lepiej pilnować… Mogę więc jechać na obiad do M. Zabieram do samochodu Jonatana, panią profesor z Izraela, która w Toruniu naprawia uczucia polsko- żydowskie i Abigaj, dziewczynę, która w Jerozolimie próbuje łączyć więzami wzajemnego zrozumienia Izraelczyków i Palestyńczyków. Jest też pan Marian…kiedyś major WP, wyrzucony z armii za "złe pochodzenie" w czasie wielkiej czystki rasowej roku 68 . Ma już sporo ponad 80 lat, na co nie wygląda…. ani, że przeżył Oświęcim. Był wtedy chłopcem… Zginęli niemal na jego oczach rodzice, matka z niemowlęciem już pierwszego dnia i dwaj bracia… Matka nie chciała oddać dziecka – mówi… A ja myślę, co mam zrobić ze swoją wyobraźnią….. Ale co on ma robić, który to widział. Opowiada beznamiętnie – miałem wiele szczęścia, każdy kto ocalał… Miał chyba więcej niż wiele. A gospodarz nagle opowiedział mi te mocne sceny ze swego życia, czego podobno nigdy nie robi… Jego żona dwa lata temu dowiedziała się, że jest Żydem. Nikt nie wiedział… jego poprzednie trzy żony, też nie. Tej opowiedział ponieważ miała umrzeć…. nie umarła… Nie słyszy na jedno ucho, to cios kolbą w getcie…przenosił granaty… przyjaźnił się z Edelmanem… Ale też przyjaźnił się i opiekował małą dziewczynką – widział jak niemiecki żołnierz chwycił ją za nóżki i roztrzaskał głowę o mur… Sam tyle razy ocalał cudem… wieziono go do obozu, obraził czymś strażnika, ten nie miał już naboi…więc tylko uderzył go kolbą , wyleciał z wagonu w śnieg… poraniony, przeżył. W obozie zagłady nie miałaby szans. ……… Matkę, która cudem ocalała, spotkał w 45 roku przypadkiem, na warszawskiej ulicy… On, który po wojnie nie znał nawet alfabetu…okazał się geniuszem w wielu dziedzinach i wynalazcą….z czego korzystają mieszkańcy Warszawy, nawet o tym nie wiedząc …Ale najbardziej niezwykłe…że ukrył przed światem swą przeszłość i traumatyczne przeżycia… myślę…za to ostatnie najwyższa cena – mówi – nadal nie mogę tego wszystkiego upublicznić, jestem pewien, że by mnie zabili –kto? – pytam – choćby sąsiedzi – mówi… Nonsens, ale on wierzy w to …… Losy ludzkie -.myślę…I mój odruch, trzeba to nagrać, szybko…nie mam jednak na to czasu, a on nie ma chęci, boi się….. Obaj ci panowie ..to już ostatni świadkowie największego szaleństwa w historii ludzkości. Wracam samochodem… Pałac Kultury w dekoracji fioletowego światła….jestem za tym, by z koronkowym pałacem eksperymentować, nie tylko światłem. Ewolucja mego czucia tego budynku… od fascynacji dziecięcej, po żywą niechęć potem, do pewnej czułości dzisiaj….